TRISMEGISTUS
- AUTORZY GRY: Federico Pierlorenzi, Daniele Tascini
- ILUSTRACJE: Paweł Niziołek, Paulina Wach
- WYDAWNICTWO: BOARD&DICE / POLSKI WYDAWCA: LUCRUM GAMES
- ILOŚĆ GRACZY: 1-4
- CZAS GRY: wg pudełka: 90-120 min /
wg naszych doświadczeń: 120-200 min - STOPIEŃ SKOMPLIKOWANIA ZASAD: wysoki
- CZAS ROZŁOŻENIA GRY: 15-20 minut
Liczni uczeni wierzyli, że sekret stworzenia kamienia filozoficznego kryje się w obszernych naukach oraz formułach zawartych w pracach Hermesa Trismegistusa. Niejeden poświęcił całe swe życie na badanie tych starożytnych mądrości. TRISMEGISTUS: Ostateczna Formuła to gra, w której wcielamy się w alchemików i walczymy o odkrycie mitycznego kamienia filozoficznego. Będziemy pozyskiwać substancje i esencje, eksperymentować, dokonywać transmutacji metali oraz zdobywać potężne artefakty. A wszystko to… by na koniec 3 rundy mieć jak najwięcej punktów
DRAFT KOŚCI – motorem napędowym tej gry są kości. Nie są to jednak zwyczajne kości k6, a specjalne, trójkolorowe z wygrawerowanymi symbolami substancji chemicznych. Po co nam one? Na początku każdej rundy rzucamy wszystkimi, sortujemy symbolami i przydzielamy do odpowiednich pól na planszy. Istnieje jeden warunek – nie może być więcej niż 5 kości na danym polu. Jeżeli tak się stanie – należy powtórzyć rzut. Następnie każdy z graczy wybierze swą pierwszą kość. Jeżeli zabrałeś kość z pola, gdzie było ich 5 – kładziesz ją na polu numer 5 na swojej planszetce gracza. To twoja moc, czyli punkty akcji jakie możesz wykorzystać na działanie. W jednej rundzie każdy musi wykorzystać w ten sposób 3 kości. Ale “moc” kości to nie jedyny jej atrybut – przy wyborze należy wziąć pod uwagę również symbol oraz kolor; bowiem większość akcji, jakie możemy wykonać, jest uzależniona od tych parametrów. Od symbolu uzależniony jest wybór kart eksperymentów, esencje oraz substancje do pozyskania. Od koloru – wybór artefaktów oraz ścieżki transmutacji.
PUNKTY AKCJI – Wydajemy je, aby przeprowadzać akcje. Większość z nich kosztuje 1 – np. aby pozyskać 1 substancje tracimy 1 moc kości. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w swojej turze daną akcje zrobić kilkukrotnie – wydajemy wtedy po prostu odpowiednio więcej mocy. Możliwa jest więc sytuacja, w której jeden gracz będzie zmuszony spasować (wykorzystał moce z 3 dobranych kości), a pozostali będą mieć do rozegrania jeszcze kilka tur.
ZBIERANIE ZESTAWÓW – w przeciągu całej rozgrywki gracze będą sukcesywnie zbierać symbole wtajemniczenia żywiołów (na artefaktach, torach żywiołów, kartach eksperymentów), będą one niezwykle ważne przy próbie zapunktowania za karty publikacji. SPECJALNE ZDOLNOŚCI – na początku gry gracza losują lub wybierają alchemika wraz z jego laboratorium. Ma to znaczenie, bo każda oferuje inne bonusy za kafelki formuł oraz kamień filozoficzny. W pudełku znajdziemy 5 alchemików.
REAKCJA – Gracze rozpoczynają rozgrywkę z 2 żetonami reakcji. Pozwalają one na wykonanie akcji podczas tury przeciwnika. Ta akcja musi odnosić się do koloru lub symbolu kości, którą użył właśnie przeciwnik. Po wykorzystaniu żetonu odwraca się go na stronę nieaktywną. Na początku nowej rundy wszystkie żetony reakcji ponownie się odnawiają.
LOSOWOŚĆ – niska++
CO PRZYPOMINA?
- Teotihuacan,
- Coimbra,
- Grand Austria Hotel,
- Troyes.
- Zmusza do myślenia jak mało która gra,
- Interesująca mechanika, ciekawa łamigłówka,
- Zasady są bardzo klarowne jak na tak ciężki tytuł, jednak szkoda, że pomoce graczy są przepełnione symboliką bez tekstu i bez skrótu możliwych akcji i reakcji – to nie ułatwia wejścia w świat reguł tej gry,
- Solidna jakość komponentów oraz przyjazna dla oka oprawa graficzna,
- Tryb solo zaprojektowany przez Davida Turcziego – uznanego autora,
- Moduł Karty Osiągnięć, który wprowadza rywalizacje, wyścig i interakcje.
- Może zmęczyć nawet wytrawnych graczy ilością zależności i wymaganym stopniem planowania,
- Brak tekstowych pomocy graczy,
- Symbolika na kościach – 2 symbole są bardzo podobne do siebie i ciężko je odróżnić na pierwszy rzut oka,
- Niekonsekwencja kolorystyczna na planszy gracza – każda kolumna jest w kolorze kart eksperymentów (które układamy powyżej) oprócz jednej,
- Każdy z graczy jest pochłonięty optymalizacją swoich ruchów do tego stopnia, że tworzy się wrażenie grania wieloosobowej gry solo.
Trismegistus: Ostateczna Formuła to z wielu względów bardzo ciekawy i udany tytuł. Mechanizmy fajnie ze sobą współgrają, a gra angażuje absolutnie każdą szarą komórkę mózgową.Mam jednak problem z ocenieniem tej gry, bowiem nie mam do niej żadnych poważniejszych zarzutów, a mimo to – nie czuję satysfakcji po ukończonej partii, a zmęczenie. Czuję, jakbym wykonał ciężką, żmudną pracę i jestem zwyczajnie wyczerpany. Ilość zależności i konsekwencji jakie trzeba wziąć pod uwagę przed każdym wyborem kości z planszy głównej może przytłaczać. Do tego stopnia, że aż chciałoby się grać z notatnikiem i zapisywać plany na każdą rundę. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam ciężkie gry euro, jednak Trismegistus chyba nieznacznie przekroczył cienką czerwoną linię, która wyznacza tolerancję mojego mózgu na stosunek ciężkości do przyjemności z rozgrywki. I nie chodzi tutaj o skomplikowanie zasad, bo te są klarowne i czytelne (co jest sporym osiągnięciem jak na tej wagi tytuł) ale wielowarstwowość decyzji. Żeby nie być gołosłownym przedstawiam przykładowe myśli, które kłębią się w mojej głowie podczas rozgrywki: ” Hmmm… jeżeli wezmę czerwoną kość o mocy 5 to będę mógł przeprowadzić transmutację po czerwonej ścieżce w moim laboratorium, co pozwoli mi uzyskać złoto, może nawet dwie sztuki złota. Najpierw jednak muszę zdobyć esencje, aby opłacić koszt tej transmutacji. Różne esencje pozwalają poruszać się po różnych torach żywiołów, więc ich wybór także ma znaczenie. Chciałbym poruszyć się na torze żywiołu ziemi (takie ma wymaganie karta eksperymentu, którą chciałbym zrealizować), ale akurat nie mogę pozyskać rtęci z wybranej kości. O, widzę ciekawy artefakt, który pasowałby do mojej strategii – jednak nie mogę go pozyskać, bo moja kość jest czerwona, a artefakt leży polu czarnym. Która więc kość z dostępnych na planszy głównej jest dla mnie idealna? Oto jest pytanie. Pytanie też, czy moi współgracze zaraz mnie nie zabiją za zbyt długi namysł nad samym wyborem kości. Spoglądam nieśmiało na nich – są głęboko pogrążeni w rozkminianiu swoich poczynań i nawet nie zauważyli ile czasu już myślę nad swoim ruchem. Ok, zastanowię się jeszcze chwilkę…„– To oczywiście streszczenie, a ilość zależności i możliwych ruchów jest znacznie większa.
Taki jest Trismegistus. Wymagający, ciasny, angażujący. Do tego stopnia, że nie mamy czasu zastanawiać się jaką strategie obierają przeciwnicy i co tak naprawdę budują. Mam też delikatny problem z losowością w tej grze. Otóż, pomimo tak srogiego planowania i niesamowicie „krótkiej kołderki” jest tutaj całkiem sporo czynników poza kontrolą gracza. Nie wiemy jakie karty eksperymentów się pojawią, jakie artefakty zagoszczą na planszy, jakie dociągniemy karty publikacji i jakie kości wybiorą przeciwnicy, a co za tym idzie – ile tak naprawdę zdążymy wykonać akcji przed końcem gry. Może się zdarzyć, że nagle pojawia się karta eksperymentu, która idealnie wpasuje się w posiadane substancje przez jakiegoś gracza, który w zasadzie bez żadnego wysiłku (i planowania) ją weźmie i zapunktuje. W większości gier nie miałbym z tym problemu, ale tutaj mam, bo w Trismegistusie każda akcja jest na wagę złota – dosłownie i w przenośni 😉 Trismegistus: Ostateczna Formuła jest bardzo dobrą łamigłówką do rozwiązania. Gra zdecydowanie zyskuje przy regularnym graniu, bo jesteśmy w stanie automatyzować niektóre ruchy, co powoduje, że gra jest dynamiczniejsza. Natomiast jeżeli jesteś typem gracza, który wyciąga konkretne tytuły raz na kilka miesięcy, to w zasadzie za każdym razem będziesz uczyć się tej gry na nowo (nie zasad, ale zależności i strategii). Niestety, konkurencja w segmencie gier euro jest niesamowicie tłoczna i z tego powodu obawiam się, że Trismegistus, pomimo faktu bycia dobrą, mózgożerną grą, raczej nie będzie częstym gościem na naszym stole. A jeżeli nie będzie częstym gościem to nie wiem, czy w ogóle jest sens posiadania tej gry. Ta recenzja wybrzmiewa być może na bardziej negatywną niż są moje realne uczucia, ale widocznie minusy bardziej utkwiły w mej głowie po rozgrywkach, a to samo w sobie coś mówi. Wiem również, że gra zaskarbiła sobie serca wielu graczy i zupełnie to rozumiem. Naprawdę. Dla mnie jednak jest tutaj odrobinę “za dużo” i “za ciasno”. Jak będzie w Waszym przypadku? Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej recenzji będziecie mogli odpowiedzieć sobie na to pytanie.
7/10
O grze Trismegistus: Ostateczna Formuła było głośno już od jakiegoś czasu. Pomimo powszechnej opinii, że jest to tytuł dosyć ciężki, został on bardzo ciepło przyjęty przez graczy, a w głowie chyba najbardziej utkwił mi fakt wyróżnienia go podczas panelu ekipy z The Dice Tower, w którym mieliśmy przyjemność uczestniczyć podczas targów w Essen. Można powiedzieć, że od tego właśnie momentu byłem bardzo zainteresowany spróbowaniem swoich sił w pojedynku z tą logiczną bestyjką, pojedynku, który za pierwszym razem sromotnie przegrałem… Podczas naszej debiutanckiej rozgrywki po prostu odbiłem się od grubej na pięć metrów betonowej ściany, a większość moich ruchów przypominała poruszanie się po górskim zboczu w gęstej jak mleko mgle – z każdym kolejnym krokiem nie byłem pewien czy idę dalej czy też jednak polecę w dół. Właściwie dopiero pod koniec pierwszej partii zacząłem powoli łapać o co w ogóle chodzi i co mogłem zrobić lepiej. Nie powiem, nie było łatwo, a po skończonej partii byłem po prostu wykończony.Później było już tylko lepiej.Przy kolejnym starciu wszystkie te skomplikowane mechanizmy zaczęły powoli układać się w sensowną całość i pomimo tego, że nadal ogrom możliwych do podjęcia decyzji był niesamowicie przytłaczający, to udało się gdzieś w tym całym chaosie obmyślić i wprowadzić w życie sensowny plan. I to moim zdaniem jest klucz do dobrego wyniku w tej grze. Trzeba już na starcie zdecydować jaka będzie strategia działania na daną partię i robić wszystko żeby w jak największym stopniu zrealizować swoje założenia. Pójście „na żywioł” może się okazać wielką niewiadomą, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę naturalną przewrotność rzutów kośćmi i losowo pojawiające się artefakty oraz karty eksperymentów.Szczerze mówiąc nie mam żadnych zastrzeżeń do mechaniki Trismegistusa. Po tym jak już lepiej pozna się wszystkie trybiki sterujące tą skomplikowaną maszyną punktującą gra się o wiele łatwiej i wszystko hula, ale nadal nie jest to spacer przez park. Praktycznie po każdej grze czuję się jakbym chwilę wcześniej opracował przełomową teorię fizyczną zajmującą co najmniej trzy szkolne tablice. W dużym skrócie mózg płonie niczym Królewska przystań po spotkaniu z Danką, a podczas ostatniej rozgrywki po raz pierwszy od dłuższego czasu nabawiłem się pełnego paraliżu decyzyjnego próbując w ostatnim ruchu wykręcić jak najlepszy wynik Pomimo, iż całe to eksperymentowanie jest zajęciem niesamowicie wyczerpującym, jest też bardzo satysfakcjonujące jeśli uda się te puzzle poukładać w coś co sprawnie zadziała. Z drugiej jednak strony jestem w stanie bez problemu zrozumieć rozczarowanie graczy, którzy po takim wysiłku uzyskują efekty co najwyżej mierne, ponieważ dla mnie jest to tytuł, w którym walczymy na dwóch płaszczyznach – z przeciwnikami i po części z samym sobą i własnym umysłem. To właśnie porażka w tym drugim przypadku najbardziej boli i może działać dwojako, jednych motywując do poprawy rezultatu w przyszłości, innych zaś odpychając od kolejnych prób.Podsumowując, Trismegistus: Ostateczna Formuła jest moim zdaniem grą bardzo dobrą, świetnie przemyślaną i… zdecydowanie nie dla każdego. Osoby gustujące w lżejszych planszówkach raczej nie znajdą tutaj zbyt wiele dla siebie, a graczom lubującym się w ciężkich wyzwaniach radziłbym najpierw sprawdzić tytuł, jeśli istnieje taka możliwość u znajomych lub w lokalu. Jeśli zaś o mnie chodzi, to o tyle, o ile lubię cięższe gry, tak nie lubię, kiedy po dłuższej przerwie wymagają one każdorazowo uczenia się zasad praktycznie od nowa, co prawdopodobnie będzie miało miejsce w przypadku Trismegistusa. Z tego też powodu nie wiem jeszcze czy to pudełko zagości na naszych regałach i stołach na stałe, ale póki co, pozostaję w tej kwestii optymistą i chętnie od czasu do czasu poeksperymentuję.