Red Rising od Phalanx
Z pewnymi obawami podchodziliśmy tego tytułu, bo opinie na temat tej karcianki są dosyć mieszane. Jednak szata graficzna i ogólne wykonanie (wizytówka SM Games) nie pozwoliły nam przejść obok.
Red Rising to szybka (ale nie błyskawiczna) gra karciana na podstawie książki, o której nic nie wiedzieliśmy 😉 Ale w niczym to nie przeszkadzało. Mechanika jest banalna – zagrywamy kartę na jedną z 4 lokacji, a następnie pobieramy kartę z jednej z lokacji, na którą w tej turze nie zagraliśmy karty i otrzymujemy bonus tej lokacji.
Cały „myk” tej gry polega na posiadaniu jak najlepszej ręki kart na zakończenie rozgrywki. Karty posiadają przeróżne efekty, ale zazwyczaj wymagają od nas posiadania konkretnych kolorów kart, czasem specyficznych postaci, lub też surowca – helium. Brzmi banalnie, ale takie nie jest. Naprawdę trzeba się nagłówkować, aby wycisnąć jak najwięcej z kart i uzyskać z nich pełną synergię. Najlepiej pokazuje to nasz progres punktowy na przestrzeni kolejnych partii – w pierwszej partii mieliśmy o średnio 100 punktów mniej, niż trzaskamy teraz.
Fajnie działa na 2 osoby, ale to na trzech graczy jest najlepsza interakcja, przemiał na stosach oraz tempo rozgrywki.
Wady? Jeżeli ktoś będzie chciał poznać wszystkie karty na lokacjach i wybrać najlepsze rozwiązanie, to może wpaść w paraliż decyzyjny, a pozostali gracze zaczną stukać palcami o blat stołu i ziewać. Nie róbcie sobie i innym graczom tego, uważajcie na downtime 😉
Gra polega na budowaniu kombosów, więc to normalne, że ktoś może nam odjechać punktowo, bo akurat dobierze idealne karty. Ba! Może też na koniec gry mieć znacznie więcej kart (główne źródło punktów) niż my, bo będzie mieć szczęście w dociągu i/lub atakowaniu przeciwników. Taka specyfika tej gry. Może ona kogoś zrazić, ale nasze rozgrywki, póki co, pokazują, że w tym szaleństwie różnych efektów jest metoda i finalne wyniki między graczami są dosyć zbliżone.
Podsumowując – bawimy się bardzo dobrze przy Red Rising. Szkoda, że gra nie jest nieco bardziej kieszonkowa, byłaby murowanym kandydatemn na wyjazdy. Tak czy inaczej – łupiemy dalej i próbujemy pobić swoje rekordy 😉